Forum www.lawinasquot.fora.pl Strona Główna
FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy
Profil    Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości    Rejestracja    Zaloguj
Rozdział pierwszy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.lawinasquot.fora.pl Strona Główna -> PROZATORIUM
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ulasahara
kieliszek


Dołączył: 10 Kwi 2010
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Kielce

PostWysłany: Śro 22:10, 11 Sty 2012    Temat postu: Rozdział pierwszy

- Nie mam dzisiaj nic dla pana, panie Guodny – powiedziała gruba kobieta z okienka dla bezrobotnych, bezlitośnie przekręcając moje nazwisko.
- Godny, jestem Godny, niech pani sprawdzi jeszcze raz, może pomyliła pani kwestionariusze? – nie dawałem za wygraną.
- Panie Guołodny – dalej kaleczyła nazwisko – raz powiedziałam. Nie ma. A ja się nie mylę. Następny – trzasnęła okładką niebieskiego skoroszytu, rzucając mi nienawistne spojrzenie i mieląc coś mało atrakcyjnego w różowych wyszminkowanych ustach.
Zauważyłem, że żółty mundur funkcjonariuszki Urzędu Pracy był przepocony, a wsychnięte miejsca obramował biały kontur soli. Może nie mogła się umyć, albo odcięli jej wodę, pomyślałem. Zaraz jednak nadeszła satysfakcja, że jednak jest niechlujna. Mieszkałem już od pół roku na ulicy i rzadko odpuszczałem sobie codzienne mycie. No chyba że wszystkie ujęcia wody były pozamarzane. Z Urzędu Pracy poszedłem do Urzędu Pomocy. Mieli już tam moją kartotekę, od czasu, kiedy straciłem swoje życie. Najpierw żonę i dzieci, potem pracę i wreszcie dom. Założyli mi teczkę i co miesiąc dawali przedłużenie zasiłku. Mogłem zjeść codziennie ciepły obiad za 2,29 dolara, a na moim koncie pojawiało się co miesiąc 79,5 dolara zasiłku celowego na zakup żywności.
- Hejka stary! Jak leci? – przed bramą do Urzędu Pomocy ktoś klepnął mnie z całej siły w plecy. Odwróciłem się niezadowolony. Wolałem teraz nikogo nie spotykać, ale wyjścia do miasta wiązały się nieustannie właśnie ze spotykaniem. Przede mną stał Jimi. Ponad 1,92 m, ze 140 kg wagi. Jimi zadowolony, ogolony, uśmiechnięty i nieźle wyperfumowany.
- Co słychać stary? Kopę lat – ogarnął moje zmarniałe ciało ramieniem. – Aleś wychudł, chorujesz? – spytał ściszonym głosem, niemal troskliwie.
- Nie, nie. Jestem zdrów jak ryba, tylko mam... dietę – skłamałem.
- Musimy koniecznie to obgadać na jakimś lunchu, potrzebuję twojej pomocy, stary – zarechotał poklepując się po brzuchu. – No, lecę do roboty. Mówię ci, świetna fucha, powinieneś spróbować. Doradca zawodowy. Masz, wyobraź sobie, gabinecik, klienci się podpisują, a ty jak lord ciągniesz na konsultacjach za godzinkę i od głowy. No, żyć nie umierać, 30 dolców bez podatku!!! Trzymaj się stary – rzucił już przez ramię, oddalając się w aurze prawowitego członka społeczności.
W moim umyśle pojawiło się nagle milion przekleństw i złorzeczeń pod adresem Jimiego. Wymyślałem mu od tłustych eunuchów i kretynów, choć w grucie rzeczy Jimi zawinił tylko tyle, że nadal miał to, co ja straciłem. Wściekły na cały świat z całego mojego strudzonego serca tego właśnie mu życzyłem. Żeby wszystko stracił, żeby życie się na niego wypięło i żeby mógł przejść wreszcie na dietę.
Z trudem wdrapałem się na 4 piętro Urzędu Pomocy w starym budownictwie bez windy. Oskrzela domagały się powietrza. Ich przykurcz sprawiał, że mój oddech brzmiał jak przedśmiertne rzężenie, a niedotlenione serce kołatało szaleńczo, jakby zaraz miało wyskoczyć z klatki piersiowej i stoczyć się po schodach niczym tenisowa piłeczka. Oklapłem na krześle ustawionym przed drzwiami, żeby wyregulować oddech i uspokoić trochę nerwy. Próbę dojścia do siebie przerwał perlisty śmiech. Drzwi otworzyły się gwałtownie i z pokoju nr 16 wychynęła blond główka w tlenionych lokach, obciągając przeraźliwie zielony sweterek.
- Zapraszam pana – wskazała, żebym wszedł, jakby chodziło o wypicie kawy.
Podniosłem się niezdarnie i kątem oka dostrzegłem młodego meżczyznę, który przygładzając włosy i poprawiając krawat schował się w innym pokoju. Wyczułem, że coś tu iskrzy. Blond Loki usiadła za biurkiem.
- Pana nazwisko? – odezwała się szczebiotliwie.
- Godny. Ramon Godny – starałem się mówić wyraźnie.
Wyszperała segregator z wielkiej sterty, leżącej z jej prawej strony.
- Nadal nie ma pan pracy, panie Gołodny? – spytała z fałszywym zainteresowaniem nie podnosząc wzroku znad papierzysk i usiłując jednocześnie wygryźć skórkę przy paznokciu kciuka lewej ręki.
- Nie mam – zrezygnowany nie podjąłem walki o prawidłową wymowę mojego nazwiska.
- Hmmm, mogę panu polecić naszego Doradcę Zawodowego. Proszę, pod tym adresem, od 7.00 do 7.45 w każdy wtorek – podsunęła mi karteczkę z wykaligrafowanym kulfonami pierwszoklasisty adresem i godzinami przyjęć. – Proszę się do nas zgłosić 23 grudnia, w celu złożenia oświadczenia, ale mam nadzieję, że znajdzie pan pracę do tego czasu – wyświergotała Blond Loki czarująco przekrzywiając główkę i posyłając mi szczery biały uśmiech.
Na pożegnanie wyciągnęła przez biurko utipsowaną rączkę, a kiedy się przechyliła, mogłem podziwiać jagodowy biustonosz z podwójnym push-up, obszyty malinową lamówką i upudrowany czymś świecącym dekolt.
Wyszedłem pomstując. Po studiach, a savoir vivre’u i gustu za grosz – pomyślałem. Znowu się zagotowałem. Jak mam znaleźć pracę w dwa tygodnie?! Chyba cudem, albo musiałbym wyglądać jak ona. Wydąłem usta przedrzeźniając Blond Loki. Doradca zawodowy, prychnąłem, widząc oczami wyobraźni Jimiego, jak kasuje za swoją niepracę, jako skończony wuefista, za godzinkę i od głowy. Flaki mi się wywracały. No cóż, trzeba przyznać, że nie skończyłem nawet wuefu. Przerwałem studia i papieru nie mam. Co z tego, że potrafię dobrze robić to, co robię. Hydraulik, a zwłaszcza teraz, wyciąga ze trzy razy tyle, ile ja w czasach prosperity zawodowej...
Zapukałem do następnego pokoju naprzeciwko. Musiałem odebrać jeszcze abonament obiadowy do baru „Jutrzenka”. Kiedy chciałem wejść, zostałem wycofany zanim się odezwałem.
- Dzisiaj środa, nie wydajemy abonamentów, proszę przyjść jutro do 10.00 lub po 14.00 – prychnęła oburzona czarnowłosa kocica. – Jest ogłoszenie na drzwiach – wycelowała we mnie czerwonym pazurem. – Proszę się zapoznać i przychodzić wtedy, kiedy jest wskazane.
Cofnęło mnie, jakbym dostał w pysk. Zamknąłem drzwi i zacząlem studiować ogłoszenia drobne. Wśród wielu karteluszek, naklejonych niechlujnie i pobieżnie, wisiał przyszpilony pineską anons z rzeczonymi terminami. Już miałem się wycofać, kiedy na piętrze pojawiła się Kierowniczka. Ruda pięćdziesiątka w poncho i czerwonym fantazyjnym szalu zarzuconym nonszalancko na głowę.
- Aaaa, pan Gudny – powitała mnie przyglądając mi się badawczo. – Nie najlepiej dzisiaj z panem – sypnęła komplementem.
- Dzień dobry? – celowo zaakcentowałem znak zapytania na końcu. – Tak, istotnie, nie czuję się dobrze. Chciałem tylko odebrać kartki. – zawiesiłem głos, wnioskując, że to dobry znak, że mnie poznała.
- Dzisiaj nie wydajemy – zawirowała w korytarzu i zanim zdążyłem otworzyć usta, zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.
Stałem przez chwilę oniemiały. Kiedy zebrałem się, żeby wreszcie opuścić nieprzyjazne mury Urzędu Pomocy, jak spod ziemi wyrósł przede mną zdyszany Jimi.
- Stary, co ty tutaj...? – spytał mało wyraźnie, jakby się jąkając. – Wiesz, ja tu mam sprawozdanie z doradztwa...
- A ja po kartki, ale dzisiaj nie wydają – bąknałem cicho.
Twarz Jimiego rozpromieniła się jak słońce w sierpniu.
- No co ty... Zaraz. Ja to załatwię – powiedział pewnym głosem i z impetem otworzył drzwi pokoju naprzeciwko.
- Judy, moje słońce – wziąwszy w ramiona kierowniczkę, obcałował ją serdecznie przerywając ploteczki. – Hi, Helen – rzucił w stronę kocicy. – No dziewczyny, pomóżcie mojemu kumplowi z dawnych czasów, nie każcie mu jutro biegać po te cholerne kartki, przecież widzicie, że ledwie stoi na nogach.
Bezceremonialność Jimiego wywołała lekką konsternację, ale Judy rzuciła się już do biurka.
- Jasne, Jimi, dla ciebie wszystko – uśmiechnęła się kokieteryjnie i przywołała mnie gestem dłoni.
- Ale panie Guuoodny – przeciągnęła samogłoski - to w drodze wyjątku, pan rozumie. Proszę tu podpisać - wskazała miejsce oznaczone ptaszkiem na liście kartkowiczów.
Byłem wniebowzięty. Kiedy złożyłem autograf, zielony kartonik wylądował wreszcie w mojej kieszeni. Wyszedłem tyłem, dziękując cicho i kłaniając się w pas, odprowadzany do drzwi uśmiechami obu pań, z leciutko zawstydzonym „Ależ nie ma za co, panie Gudny, nie ma za co”. Kiedy znalazłem się na korytarzu, Jimi otworzył drzwi i wychylił głowę, wyciągając prawicę na pożegnanie.
- Stary, zawsze chętnie ci pomogę, jak byś kiedyś potrzebował, wal jak w dym – wyszeptał potrząsając moją dłonią.
- Dziękuję Jimi, jestem ci naprawdę wdzięczny.
- No co ty, stary. Drobiazg. Czego się nie robi dla starych przyjaciół.

Powrót do góry
Zobacz profil autora
ovoc_ziemii
nożycoręka


Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 3327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: ze straganowej półki

PostWysłany: Śro 23:14, 11 Sty 2012    Temat postu:

Zainteresowało mnie, dawaj następny.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ulasahara
kieliszek


Dołączył: 10 Kwi 2010
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Kielce

PostWysłany: Pią 0:17, 13 Sty 2012    Temat postu:

Nie dam Smile Byłoby za dobrze, ale nie martw się, jest następny, a mam nadzieję, że pojawią się... wszystkie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.lawinasquot.fora.pl Strona Główna -> PROZATORIUM Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group