Forum www.lawinasquot.fora.pl Strona Główna
FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy
Profil    Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości    Rejestracja    Zaloguj
Kasyno

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.lawinasquot.fora.pl Strona Główna -> PROZATORIUM
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hollowed man
ćwiartka


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Pią 10:35, 03 Kwi 2009    Temat postu: Kasyno

Znowu prowadziłem po flaszce. Prędzej czy później za to zapłacę.

Raz było już bardzo blisko. Rozjebałem oponę o krawężnik tuż pod komendą miejską i przejechałem z dziesięć kilometrów aż iskry się sypały. Z opony został wiór, felga powyginana i generalnie całe koło do wymiany plus końcówka drążka. Najgorsze, że stanąłem na środku ulicy. Włączyłem światła awaryjne, wysiadłem i czekam co będzie. Dwa radiowozy były.
- Panie, co się dzieje?
- Kolega nie mógł już ruszyć i poszedł po pomoc, panie władzo, może zepchniemy to auto z ulicy?
Gliniarz nie uwierzył w nieobecnego kolegę.
- Poszedł po pomoc? Dokumenty wozu i prawo jazdy proszę.
Przeglądając dowód rejestracyjny rzucił od niechcenia:
- To pan potrącił tego staruszka na wiadukcie?
Krew odpłynęła mi z twarzy i zacząłem się jąkać.
- Ja... ja... jakiego, kurwa, staruszka?
Psy w obu radiowozach ryknęły śmiechem.
- Dobra, panie, wiem że ten kolega to ściema i masz szczęście, że cię nie dorwaliśmy wcześniej, bo się kiwasz jak po litrze i pewnie tyle wypiłeś. Następnym razem nie będzie tak śmiesznie.
- Ale panie władzo, to nie ja, to kolega...
- Dobra, dobra, bez cyrku... Chłopaki, chodźcie przestawić wóz.

Nigdy nie stawiam samochodu pod samym kasynem. Za dużo kamer. Po chuj mają wiedzieć, że prowadzę na bani? Jeszcze mnie jakaś kurwa sprzeda i będą kłopoty. Na wejściu stoją miśki z ochrony, sprawdzają dokumenty, rejestrują gracza w bazie danych, złotówka za wjazd i już rozglądasz się kto siedzi przy stole. Tym razem Edek Podrywacz. Facet po pięćdziesiątce, pracuje chyba w redakcji Głosu Pomorza. Łysawy, przystrzyżony wąs i specyficzny sposób mówienia z dosyć przyjemną barwą głosu - jak na starego satyra przystało. Przy Black Jacku, gdy nie chce dobierać karty, a krupierem jest kobieta, ma zwyczaj mówić: "Sterczy". Kiedyś mu odpowiedziałem: "Fajnie by było gdyby tak było" i przy stole nastąpił konsternacja, bo wiadomo, że nie chodziło o to czy "szesnaście" w kartach wystarczy do "dziesiątki" dealera. Edek ma swoje ulubione krupierki i zawsze je adoruje w ten swój obleśno-szarmancki sposób. Spoko koleś, ale chyba powinien iść do burdelu żeby sobie spuścić nieco libido, skoro w inny sposób nie ma okazji. No i wie o co chodzi w blacku, chociaż gra bardzo asekuracyjnie. Potrafi zrezygnować gdy ma "trzynaście" albo "czternaście" w kartach przy "dziesiątce" dealera. Ja tam zwykle się nie pierdolę i dobieram do oporu. Edek inwestuje 5-10 złotych na rozdanie i potrafi godzinami siedzieć przy stole by ugrać 50 złotych i odejść w pełni usatysfakcjonowany.

Krupierem jest Nadia. Nie pytałem jej nigdy czy naprawdę tak ma na imię czy to jej pseudonim. Mogłaby się poczuć jak dziwka. Drobna szatynka o słodkim uśmiechu, bardzo sympatyczna. Kiedyś jeden Angol przy stole zaczął się zachwycać jak Nadia się uśmiecha i dopiero wtedy zauważyłem, że Angol ma rację. Nie podrywam krupierek tak samo jak barmanek. To bez sensu, bo tylu gości się ślini na ich widok, że poznały pewnie wszystkie podrywy świata i zdaje się, że bardziej im się podoba gdy nie są podrywane. Chyba nawet dzięki temu okazują mi jakieś zainteresowanie, bo koleś, który zlewa śliczną barmankę albo krupierkę jest bardziej interesujący. Przynajmniej jeśli wiadomo, że nie jest gejem. Zresztą nawet jeśli jest gejem, to jest bardziej interesujący. Zawsze tego jednego gejom zazdrościłem - świetnie dogadują się z kobietami. W każdym razie, Nadia przez pierwsze kilkanaście rozdań do końca buta i tasowania się nie popisuje jeśli chodzi o płacenie. Dlatego Edek Podrywacz nie jest tak szarmancki jak zwykle i gdy Nadia dobiera sobie do "szóstki" "piątkę" i "dziesiątkę" i wysypuje go z żetonów w dwóch rozdaniach, Edek głośno komentuje: "Kurwa mać, co ty odpierdalasz?", po czym obraża się na grę, Nadię i cały świat i nie obstawia do końca buta. Przy zainwestowanych dwóch stówach jestem dychę do tyłu. Niski wymiar kary. Zamawiam przy barze papierosy, napój energetyczny i oddzielnie - dwie setki wódki na lodzie. Lubię zamawiać w knajpach wódkę na lodzie, bo jeśli bar jebie klientów na alkoholu, to łatwo w ten sposób to wyczuć. Oczywiście - w kasynie jebią klientów w dupę równo, ale nie ma sensu o tym głośno mówić. Może oni są w porządku, a mi się gardło znieczuliło? Zapalam papierosa i wracam do stołu. Przysiadł się jakiś Chińczyk.

Bardzo lubie sposób w jaki grają Azjaci. Nawet jeśli widać, że grę znają pobieżnie, to wszystkie ich decyzje nie wykraczają poza margines kilkuprocentowego błędu. Bez szaleństwa, żadnych nerwowych progresji finansowych, a gdy "popłyną" - grzecznie się kłaniają i z tym swoim ciepło-ironicznym uśmiechem - wychodzą. Nie popełniają gaf, które wykluczałyby ich ze stołu w oczach bardziej doświadczonych graczy. A może wiedzą więcej niż ci inni o Black Jacku i to właśnie o mnie mają takie zdanie jak ja o nich?
Widziałem raz azjatycką maszynę przy rulecie. Widać było, że to nie jest chłopaczek, który doznał olśnienia i obstawia jak w transie, ale przyszedł tu pokazać rodzicom (?) co potrafi. To był zabawny widok jak prowadzą dyskusję nad stołem.
Obserwowałem obstawianie Chińczyka chwilę i wyszło mi, że jeśli nie ma skanera w rękawie, to ma go w oczach, bo nie gra pojedynczych liczb, ale obszary koła. Historie o skanowaniu ruletki i wybieraniu obszaru, w który wleci kula raczej nie są wyssane z palca, skoro parę szajek oszustów za to siedzi po ograbieniu kasyn w Vegas czy Monte Carlo.

Tymczasem Nadia sprawiła, że Edek dzisiaj raczej nie będzie podrywał. Co prawda przegrał tylko stówę, ale strata jest stratą. U mnie nie lepiej - pół stówy do tytułu. Tylko Chińczyk jakoś sobie radzi, ale on dopiero wszedł do gry.
Kiedy ja wszedłem do gry? Ładnych parę lat temu na studiach. Całymi dniami siedzieliśmy z kumplami w akademiku i chlaliśmy do oporu, a gdy przychodził wieczór – szliśmy pieszo do kasyna w hotelu Marina na granicy Sopotu i Gdańska. Zimą bez kurtek żeby oszczędzić na szatni. Nieźle musiało to wyglądać – całe piętro akademika waliło do gralni by przez chwilę podrażnić fortunę. Zwykle nie śmierdzieliśmy groszem, ale szansę upatrywaliśmy w czymś innym. Za wjazd płaciło się wtedy dwa złote, ale otrzymywało się w promocji żeton 5-złotowy „na rozruch”. Wystarczyło na obstawienie jednej ręki w Black Jacka, albo układu sześciu, czterech, pięciu, trzech, dwóch lub jednej liczby na ruletce. Układ był taki, że kto ugrał najmarniej 50 zł – stawiał każdemu po tanim winie. O ile pamiętam – zdarzyło się tak dwa razy na conajmniej kilkanaście takich wycieczek.

Tu nie chodzi o pieniądze. Nigdy nie udało mi się przeznaczyć wygranej kasy na coś rozsądnego. Zwykle była to „konsumpcja luksusowa”. Jakieś Jacki Danielsy zamiast Absolwenta, perfumy, żarcie w restauracjach, dziwki, narkotyki... No i na grę następnej nocy. Bo o grę chodzi. O ten stan euforii i frustracji. O balansowanie na krawędzi ekstazy i rozpaczy. O powstrzymywanie się od dawania upustu swoim emocjom. Stracić wszystko i bez żadnego grymasu wyjść. Wygrać sporo, spokojnie rozdać napiwki, zadzwonić po taksówkę i wyjść. Poczucie kontroli, nawet jeśli złudne, ucieczkę w świat odrealniony, nieśmierdzący moczem w bramach. O piękne kobiety rozdające karty, o uśmiechnięte kelnerki, zabawnych krupierów. Pewnie też o swego rodzaju dowartościowanie się. Oto należę do swego rodzaju bohemy. Mogę tu zagrać zblazowanego utracjusza, depresyjnego alkoholika, duszę towarzystwa... Wszystko to w lukrowanej polewie rzeczywistości wyjętej poza nawias codziennego wstawania na ósmą do roboty. Złuda, w którą aż chce się uwierzyć, że nią nie jest.
Na forach internetowych dla hazardzistów psycholodzy opisują przeciętnego gracza jako osobę niedojrzałą emocjonalnie, niepotrafiącą wziąć odpowiedzialności za swoje życie, kompensującą to sobie przekonaniem o kontrolowaniu gry. Bo to gracz decyduje kiedy, na co i ile postawi. Że w trakcie gry uzyskuje się bodźce, które pozwalają wypełnić pustkę decyzyjną powstałą w realnym życiu.
To pewnie prawda.

Nagle zaczyna się ssanie. Trzecie rozdanie z rzędu wygrane. Idą dwa Black Jacki i wchodzi Double. Jestem siedem dych do przodu. W końcu przestaję z niedowierzaniem kręcić głową, że dostaję po dupie. Jak to się mówi w żargonie „przestałem płynąć”, „wracam z dalekiej podróży”.

Black Jack, czyli popularne „oczko” to gra rozpracowana przez matematyków od rachunku prawdopodobieństwa jakieś czterdzieści lat temu, a znana pewnie kilkaset lat. Zasady gry nie są bardzo skomplikowane. Na początku gracz dostaje dwie karty, a krupier jedną. Gracz może podjąć zasadniczo dwie decyzje: Hit (Uderzam) albo Stand (Stoję, Czekam). Czyli dobierać kartę albo odpuścić i pozwolić aby krupier dobrał. Gdy powiesz Stand – dobiera krupier, chyba że po Hit jesteś Bust (Wysadzony), czyli masz w kartach powyżej 21 punktów i oznacza to automatyczną przegraną. Krupier dobiera do 17 punktów w kartach. Na 17 i powyżej – nie ma prawa dobrać karty i dlatego działa jak maszyna – nie podejmuje własnych decyzji tylko realizuje schemat. W praktyce (z pewnymi wyjątkami) gracz powinien realizować ten sam schemat – na 17 – Stand. W Black Jacku grasz przeciwko krupierowi, a nie przeciwko innym graczom. Chodzi o to, aby mieć 21 punktów w kartach albo Black Jacka (czyli układ as i karta warta 10 punktów, płacony w relacji 3:2, czyli za postawione 10 złotych na zakład – dostajesz 15). Wszystko powyżej 21 – przegrywa (Bust). Karty od 2 do 9 punktowane są według ich wartości liczbowej. 10, J, Q, K warte są 10 punktów. As jest kartą szczególną, ponieważ – w zależności od sytuacji przyjmuje wartość albo 1 albo 11. Oznacza to, że kombinacja kart A5 wynosi albo 6 albo 16 – jeśli zdecydujesz Hit i dostaniesz kartę wartą 10 – masz 16 w kartach. Jeśli zdecydujesz Stand – wciąż masz 16 w kartach. Jeśli do A5 dobierzesz 2, to wynik nie jest 18, tylko 8 albo 18. Dzięki temu przy kombinacji asa z niską kartą – istnieje możliwość dobrania karty, która nie sprawi, że jesteś Bust (powyżej 21).
Zasadniczo mamy do wyboru Hit i Stand. Ale są dwie inne opcje. Split (Rozdzielenie) oznacza, że jeśli dysponujesz dwoma kartami o tej samej wartości (np. 22, 33, 44, JJ, QQ) to możesz je rozdzielić na dwa niezależne zakłady, płacąc za to dokładnie tyle ile postawiłeś zanim otrzymałeś taki zestaw kart. Na przykład masz 99. Płacisz, dwie dziewiątki są rozdzielane i dobierasz kartę do pierwszej z nich i masz dylemat Hit, Stand albo Double (o którym za chwilę). Gdy jesteś Stand albo Bust – przechodzisz do drugiej 9 i schemat się powtarza, a później dobiera krupier.
Po otrzymaniu każdych dwóch kart (oprócz Black Jacka, który i tak jest najwyższym szczęściem, które może spotkać Cię w tej grze) masz też prawo Double - podwoić stawkę z zachowaniem zasady, że dobierasz tylko jedną kartę i na tym zestawie punktowym pozostajesz oczekując co dobierze krupier i drżąc aby był Bust albo był niższy w punktach od ciebie – jeśli tak bowiem się nie stanie – tracisz podwójnie.
W niektórych kasynach możliwa jest opcja Surrender (Poddaję) – po otrzymaniu dwóch kart i jeśli kartą krupiera nie jest as – masz prawo zrezygnować z decyzji Hit, Stand, Split, Double, ale krupier zabiera ci połowę postawionej stawki.
Dochodzi do tego jeszcze kilka reguł. Na przykład na temat splitowania asów (jeden split, jedna, karta, bez Black Jacka), kwestia Insurance (Ubezpieczenie przy asie krupiera), kwestia (Even Money gdy masz Black Jacka przy asie krupiera). Ale o tym innym razem. Gdy dobierzesz 7 do 77 (królewskie oczko) – kasyno stawia ci szampana. Taki zwyczaj. Nie jest to Chateau Lateaux, ale Szampanskoje Igristoje albo Micheleangelo. I ciesz się jeśli jest zimne.

Osobną i istotną kategorię w tej rzeczywistości tworzą ci, którzy pożyczają pieniądze hazardzistom. Jesteś w amoku i dostałeś po dupie, a gra ssie. Za chwilę się odegrasz. Podchodzisz do Miśka i Misiek wyciąga zza pazuchy trzy, cztery stówy albo sześć osiem tysięcy. Nie podpisujesz umowy. Bo po co? Przecież wygrasz. Wygrasz to oddasz. Nie wygrasz – musisz zastawić samochód, mieszkanie, własną dziurę w dupie. Bo jak Misiek opowiada: „Się kurwa na wsi schował. To trzeba być debilem. Na wsi to ci ludzie palcem pokażą gdzie kto i co. Zamiast chować się w mieście to se kurwa na wieś wyjechał. A jak mordę darł gdyśmy go z chaty wyciągali. Zero szacunku dla śmiecia. Bo głupi.”.
Zdecydowanie, w kasynie lepiej mordę zamknąć i grać niż w beztroską rozmowę z kimkolwiek wchodzić jeśli nie znasz ludzi. Milczący Anglik z potężną nadwagą i zadyszką rozpierdolił gościowi łeb o stół gdy ten wysplitował dwie dychy na niekorzyść Angola. Zresztą chuj wie czy to Anglik. Może tylko po angielsku mówi.
Jeden bandyta mieszka w mojej dzielnicy. Raz go do domu odwoziłem. Zamykają w sopockiej Marinie kasyno o piątej rano to go pytam czy wraca do Gdyni. Wychodzimy przed hotel z jego Wspólnikiem i Wspóilnik wyciąga z kieszeni pliki banknotów: „Tu masz złotówki. Tu masz euro. Tu masz funty. Schowaj dobrze. Nie zgub”.
W samochodzie słyszę, że jeśli po przegranej idę do bankomatu, wracam do domu po kasę to prędzej czy później trafię do niego po pożyczkę. Że w takich momentach kończy się rozrywka a zaczyna hazard. Koleś mieszka w skromny sposób, ale przed chatą stoją zastawione samochody najlepszych marek. Zastawiasz samochód za sto tysięcy - spłacasz sto dwadzieścia. No to ma mocne plecy skoro hazardziści grzecznie długi spłacają w taki czy inny sposób.
Raz wchodzę do Mariny i Misiek zajebany w sztok. Nawciągany koksem jak odkurzacz i do tego po dobrych paru flaszkach. Podaję mu rękę i ironizuję:
- Nieźle wyglądasz.
- Spierdalaj.
- Chodzenie po bagnach wciąga?
- Weź wypierdalaj, tak?
Na szczęście wódkę z Miśkiem kiedyś piłem na czyimś weselu, to wiem, że mnie nie zabije. Niemniej jednak nigdy nie pożyczę pieniędzy w kasynie. Chyba.

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Margot
literek


Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Pią 12:11, 03 Kwi 2009    Temat postu:

Sprawnie napisane, płynie równo. Najciekawsze są fragmenty, w których opisujesz zachowania ludzi wplątanych w świat hazardu, graczy i nie tylko i próbujesz się nad nimi zastanawiać. Ta część, która podaje reguły grania w Black Jacka najmniej mnie zajęła. Suche zasady. Nie chciało mi się dokładnie śledzić tego kawałka.Na pewno ciekawszy dla czytelnika byłby opis jakiejś konkretnej gry; ślinienie się gracza, kołatanie serduszka, wyrok losu ...
Mam kolegę, który przegrał na automatach potwornie dużo pieniędzy. Pytałam go, czemu nie przestanie grać. Powiedział, że nie może, bo widzi, że innym udaje się wygrywać.

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.lawinasquot.fora.pl Strona Główna -> PROZATORIUM Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group