Forum www.lawinasquot.fora.pl Strona Główna
FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy
Profil    Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości    Rejestracja    Zaloguj
Algebra

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.lawinasquot.fora.pl Strona Główna -> PROZATORIUM
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Owsianko
Gość





PostWysłany: Czw 21:25, 19 Lut 2009    Temat postu: Algebra

Raz, to euforia, innym razem dół. Raz, świat wydaje mi się przygodą roztętnioną atrakcjami, kiedy indziej - nie. Wtedy odrywam się od przygruntowych deliberacji, raźno wkraczam do klubu. Wkraczam do klubu, a tam wita mnie R.

R. jest uśmiechnięta, pulchna i na podwójnym martini. Jak leci, - mówi rozmoczonym głosem, kopę lat, dodaje, po czym zwiesza głowę i syczy: - donieśli ci o K? –

Bawi mnie jej podejrzliwość, wszystko wszystkim ma za złe, wietrzy nieistniejące podstępy, jednak trzyma fason, co, zważywszy na jej dyskusyjny wiek, jest sprawą skomplikowaną.

K, myślę gorączkowo, co z nim, nie wiem, nikt mi jeszcze. Coś jak przez mgłę świta mi w głowie. Nareszcie jestem w domu. Mówił, że wyjeżdża. Bóg z nim, nie przepadałem za jego cierpiętniczym wyrazem twarzy, i, było to, o ile dobrze pamiętam, uczucie koncertowo odwzajemnione.

Patrząc na R, myślę o P, o jak gdyby wiązanej niechęci. Co nas poróżniło? Wiele, lecz R. przede wszystkim. Przede wszystkim R. Swojego czasu, jak to z głupcami bywa, kochaliśmy się w niej, aż leciały drzazgi. Teraz tego nie widać, bo ma kubaturę pulardy, ale był czas, gdy prezentowała się jako zwiewna osóbka. A P. miał wyjątkowo niechlujny sposób bycia, zresztą nie tylko mnie działał na nerwy, K. też wstrząsało. Biedaczysko, gdzie on się podziewa, kto go utuli, wytrze nos, poda nocnik?

Najgorsze to to, że P. uznawał, iż na wszelki wypadek powinien być innego zdania. Reszta z nas była nastawiona na podejmowanie dialogu. W sposób nieprzekonujący dowodził, że w czasach, gdy ludzie zaczynają staczać się w chamstwo, złazić z drzew, prosto w niefrasobliwą bezczelność, są wyjątkowo kostropaci na swoich umysłach, bo nie pragną zrozumieć ani siebie, ani złożoności świata, tylko chcą odbębnić na nim swój pobyt, że ludziom tego pokroju nie ma co wykładać, że ziemia od pewnego czasu nie jest już płaska.

Zmuszony do zastanowienia się nad jego słowami, nie miałem wrażenia, żebym był uskrzydlony tym tokowaniem. Jak grom z ołowianego nieba, uderzyła mnie sugestia, że, całkiem być może, w pozostałych fragmentach jego oracji również są zawarte lapsusy i przeinaczenia, czego konsekwencją był wniosek, że całe jego, tak emocjonalne przemówienie, kto wie, czy warte jest chociaż funta kłaków.

P., choć odsądzono go od czci i wiary, choć wieszano na nim psy i właściwie nie można było powiedzieć, by figurował na towarzyskim topie, żył po swojemu. To znaczy wiedział, że jakkolwiek ma poglądy niepopularne, raczej takie, z którymi lepiej publicznie nie wychodzić na proscenium, to przecież, w jakiś tajemny sposób, żył bez kompleksów. Tu i tam, niezapowiedziany, pojawiał się, jak ozdobny bibelot. Bywał na przyjęciach o niejasnym celu, gdzie, dla oszczędności, wykałaczki zastąpiono słowami, a pani domu porażała gości bogactwem duchowego ubóstwa.

Pani domu, była to R. Porzuciła P., czy też P. puścił ją kantem, akurat tej historyjki nie znam dokładnie, w każdym razie mówiło się, że zostali przyjaciółmi. On, jak to on, rozkwękał się na temat swojego ramienia. Był w tym dokładny. Przykładał się do swojego nieszczęścia, lecz szybko się męczył narzekaniem. Ktoś, niebotycznie życzliwy, podsunął mu koncept o wycofaniu się z jojczenia, więc P., grzeczny i uczynny, opamiętał się i poniechał hipochondrii. Wyjechał w nieznane. Przez kilka lat nie mieliśmy kontaktu.

Prawdopodobnie udał się na leczenie. Nikt z nas nie domyślał się powodu, nawet R. nie była dopuszczona do tajemnicy, złamał, czy zwichnął, uznaliśmy, że szkoda czasu się tym przejmować. Po kilku miesiącach A. otrzymał od P. list. Był z sanatorium i na dodatek sakramencko lakoniczny. Pisał w nim, że o nas myśli, i gdyby to od niego zależało, żyłby teraz inaczej. List był nie w jego stylu, czułostkowy i trochę zajeżdżał ostatnimi olejami, tym niemniej stanowił zagadkę, dlaczego był zaadresowany do A., przecież dzielił ich ocean. Intelekt P. uruchamiał się na sygnał “daj”, A. na “ja ci pokażę”.

Jeżeli chodzi o ścisłość, to ja nie miałem żadnego hasła, w tych czasach byłem sobie wyrośnięty grzdyl, dorodne zagęszczenie mięsa, plus hormony.

Powrót do góry
ovoc_ziemii
nożycoręka


Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 3327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: ze straganowej półki

PostWysłany: Sob 12:56, 21 Lut 2009    Temat postu:

Czytałam już wczoraj. Zgubiłam się nieco w tym tekście, Owsiany.
No i jak dla mnie, nie ma on końca. Wiele rzeczy jest niewyjaśnionych.
Może to fikcja, ale bardziej podejrzewam, że to są jakieś Twoje wspomnienia,
a jeśli nie - tak wystylizowane. Klimat poczułam, ale to wciąż za mało.
Skrawek jakiejś historii, która mogłaby być ciekawa, gdyby ją podtuczyć.

Podobają mi się Twoje porównania np. to z bibelotem. Smile



Ostatnio zmieniony przez ovoc_ziemii dnia Sob 12:57, 21 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Owsianko
Gość





PostWysłany: Sob 14:59, 21 Lut 2009    Temat postu:

to pierwszy fragment. Następne - w drodze.

pozdrawiam

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.lawinasquot.fora.pl Strona Główna -> PROZATORIUM Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group